piątek, 12 lipca 2013

- Nigdy nie wracaj nocną porą sama do domu.... Córeczko - Mawiała moja nadopiekuńcza mama ;)

"-Marta, mam dziś ochotę na świetną imprezę i przygodę" rzuciłam pełna entuzjazmu podczas opuszczania naszej klatki schodowej.
Impreza była baardzo udana. Ale przygoda? Czyżby ten zalotny tancerz... I to by było na tyle? Wracam do domu. 4:30. Zaczyna świtać. Czuję, że tętni we mnie energia, ale martwi mnie, by nie uleciała cała przed powrotem do łóżka. Idę spokojnym stabilnym krokiem i myślę sobie, jak niezwykłą przygodą, ponad to, czego się spodziewałam, okazał się kurs na opiekunów dzieci 0-3.
"Nic nie dzieje się bez przyczyny" stwierdziłyśmy z dziewczynami na grillu. Serce mi odmłodniało o jakieś 15 lat przez ostatnie dwa lata. Czas nie istnieje - tylko nasze serca mają skłonność (nabytą) do starzenia się i (nie wiedzieć czemu) awersję do dziecinnej świeżości, zwanej w świecie dorosłych naiwnością.
Młody chłopak skręca przy galerii w tym samym kierunku co ja. Ciekawe czy jego impreza byłą równie udana? Jego krok wybija ten sam rytm, co mój, tylko stopy stawia bardziej niedbale i szura po podłożu podeszwami. Po 30 krokach jego obecność zaczyna mi ciążyć. Czy on też tak odbiera moją obecność? Wreszcie mnie wyprzedza. Rzucam okiem na twarz widoczną spod szarego kaptura - całkiem sympatyczny, aczkolwiek niepomiernie bardziej smutny, choć już dawno nauczył się tego po sobie nie pokazywać. Obmyślam drogę powrotną do domu. Która będzie najlepsza - wszakże wszystkie opcje wydają się być równie kuszące. Bardzo bowiem lubię oglądać Wrocław nocą. Mój instynkt samozachowawczy mówi mi jednak, że nie jest dobrze, aby młoda dziewczyna chadzała tymi samymi uliczkami, co młody nieznajomy chłopiec. Poszedł w krzaki i zaczyna sikać. "Ach ci mężczyźni" pomyślałam z pewnym współczuciem. "Pewnie piwko było pyszne". Skręcam więc. On wychodzi skrótem i idzie kilka kroków przede mną. "To dobry znak. Przecież gdyby chciał mi coś zrobić, raczej zająłby pozycję drapieżcy". Idę rozkoszując się atmosferą otaczającą budynek ASP. Tam młodzieniec ponownie zatrzymuje się pod drzewem i rozpoczyna mikcję (proces oddawania moczu dla niewtajemniczonych). "Oj, to już może być problem z prostatą, koleżko. Zalecenia pielęgniarskie: olej z pestek dyni." śmieję się w duchu. Mijam go z pobłażliwym uśmiechem. Znowu idzie za mną. Przyśpieszył. Mój senny zachwyt natychmiast przerodził się w czujność gazeli. Czy on coś planuje? A może po prostu chce jeszcze przed spaniem popatrzeć na długie nogi. Przed nami park i Muzeum Narodowe. "Idealne miejsce na gwałt" myślę sobie już nieco poważniej. Wtedy zapada cisza - to dzieje się w mojej głowie. Jestem gotowa stawić czoła mentalności ofiary. Mój umysł jest gotowy i wyciszony. Wie co robić, żeby wspomóc przetrwanie - nie przeszkadzać odruchom i instynktom. Nie poddam się bez walki! Najpierw udam, że kręci mnie szybki numerek z nieznajomym w parku, a później przyjebie mu parasolką i kopnę gdzie trzeba, żeby ograniczyć maksymalnie opcję pościgu.
Spokojnie, przesadzasz. Prostata to choroba cywilizacyjna - to tłumaczy młody wiek "sikającego po krzakach". Wspieraj swoją biochemię - wyprostuj się i sprawdź gotowość poszczególnych części ciała Szylki. Nogi - dają radę, choć lewa stopa nawala - ale adrenalina to załatwi. Kręgosłup - w strzępach (zwłaszcza szyjny, bo to była naprawdę zajebista impreza). W razie potrzeby podjęcia próby ucieczki mogę więc liczyć raczej tylko na nogi. To nie wygląda ciekawie. Potencjalny napastnik jest wyższy ode mnie i ma łapę, jak na faceta przystało. Z metroseksualnym chłopsztyśkiem inaczej bym sobie pogadała.
Cóż, przyjdzie się bronić, poddać lub zginąć. Ale może jednak nie. Może sobie wkręcam. Z sercem pełnym ulgi skręcam na drugą stronę ulicy, odprowadzając życzliwym wzrokiem chłopaka w szarej bluzie, myśląc sobie jednocześnie, że na chwilę obecną nie byłabym w stanie nawet podać jego rysopisu, więc w razie jego niecnych zamiarów dobrze by było spojrzeć mu wnikliwie w twarz przed całym zajściem. On też skręca. Idzie 15 metrów przede mną. Skręca w alejkę nadodrzańską. "Do zobaczenia, nieznajomy..." Co jest, kurwa? Znowu sika? "Hej ty, przestań leźć za mną jak jakiś zboczeniec!" ciśnie mi się na usta, ale postanawiam biernie obserwować sytuację z centrum dowodzenia kryzysowego. Idzie za mną chwilę, po czym znowu mnie wyprzedza. Przecina mi drogę nieopodal skrzyżowania i rzuca badawcze spojrzenie. Mijamy Most Pokoju - o ironio! Za mostem skręca. Wreszcie! Ależ nie! Znowu kurwa mu się sikać zachciało! Stanął tak, żeby mnie widzieć. To już nie są żarty. Sobota rano kompletne pustki. Mijam go. On znowu idzie za mną krok w krok. Przyśpieszył trochę, by iść bliżej mnie- jak zwykle. "Nie potrafi się nawet zebrać w sobie i zrobić co zamierza. Typowy wieczny student!" Analizuję dalszą drogę. Za skrzyżowaniem Sienkiewicza jest luka w kamienicach. Tego mogę nie przejść cała i zdrowa. Trzeba coś zrobić. Nie chce mi się psychologicznie zagadać zboczeńca. "Ach, jaki ten Wrocław urokliwy" - myślę rozglądając się z zachwytem. Po chwili zatrzymuję się i obracam w tył. Nie patrzę na niego - przecież zatrzymałam się podziwiać MOST POKOJU! Mija mnie. Idę dalej. On obraca się. Teraz nie mam już żadnych wątpliwości - ten oto osobnik posiada nieograniczone możliwości sikania po krzakach (w nadziei, że może kolejnym razem uda mu się zaatakować ofiarę od tyłu, zamiast ją tchórzliwie wyprzedzać). Zatrzymuję się za przystankiem autobusowym. Czekam. Chłopak powoli znika mi z oczu koło ogrodu botanicznego. Jak teraz przedostać się inną drogą do domu? Zaczynam kluczyć ciemnymi uliczkami i rozmyślam, skąd się biorą tacy ludzie...

Oto mój osobiście domniemany portret młodego gwałciciela:
Młody, zakompleksiony chłopak. Chciałby wyrwać fajną laskę, ale ma za mało charyzmy, bądź też nawet wadę wymowy lub niedostatecznie opanowaną poprawną polską mowę. A hormony buzują. Ileż można się masturbować w tajemnicy przed mamą w sąsiednim pokoju. Narasta w nim coś na rodzaj gniewu wymieszanego z upokorzeniem. To jego nowe źródło siły. Marnotrawił energię około 23-28 lat, teraz dziwi się, że słabość go zwyciężyła. Czy wie już, że we własnych oczach jest zerem? Nie dopuszcza tej myśli. Musi być silny, żeby odebrać siłą to, czego chce, a nie potrafi na to zasłużyć w żadem znany mu sposób. Silny, by udawać przed kolegami i samym sobą... Tak mu źle ze sobą, że nie myśli o konsekwencjach. Ulga jest jedynym pożądanym odczuciem po latach wewnętrznej rebelii i partyzanctwa energetycznego.

Narasta we mnie gniew, gdy to piszę. Tylu martwych ludzi, zmarnowane potencjały. Ziemia karmi ich spojówki i skórę, dostarcza im każdego z setek niezbędnych składników budowy ich organizmów, a oni potrafią z tego stworzyć jedynie stłumienie, smutek, lęk i agresję. A przecież ich oczy mogłyby być odbiciem nieba, a stały się narzędziem motywującym do zbrodni.
Ale przecież znam tą drogę... Znam te agresywne myśli, które odbierają ochotę na życie lecz nie pozwalają umrzeć bez dopełnienia pewnych ambicji choćby chorymi metodami. Niepojęta Droga przywróciła mnie światłu, które nadal tli się również w ich sercach. Nie moja to zasługa, że nadal żyję. Nie wiem nawet komu mam za to podziękować (chyba zacznę w tym celu na nowo wierzyć w B.). Współczuję, ale parasolką przyjebię bez wahania!! Strzeżcie się zboczeńcy!! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz