Nie widywaliśmy się nawet w snach. To bardzo dziwne, gdyż uwielbiałam go przez długie, długie lata mojego dorastania i nie wyobrażałam sobie szczęśliwego życia bez domieszki smutku. Byłam zagorzałą fanką historii bez happy endu i marzeń porzuconych w imię zasad, dając w ten sposób cierpki smak zwycięstwa nad samym sobą. Tak wyobrażałam sobie swoje życie, aż pewnego dnia wszystko się zmieniło. Tak diametralnie, że odwróciłam moją twarz w stronę słońca i nie widziałam sensu oglądania się za siebie. Czasem miewałam gorsze dni, ale winnym temu był wstyd. Nawet śmierć nie wydawała mi się okazją do wspólnego spotkania.
Długo nie było Cię u mnie w domu, mój drogi Przyjacielu z dawnych lat. To nie dlatego, że Cię znienawidziłam - wiesz przecież, że nie. Po prostu nie czułam, że chcę Cię znowu ujrzeć i poczuć przy moim boku. Myślałam czasem o Tobie, a właściwie o nas - jak dobrze nam było. Nie potrafiłam jednak przypomnieć sobie dlaczego. Przyzwyczaiłam się myśleć o tamtych czasach jak o burzy hormonów oraz niemożności wzniesienia się ponad mentalność ofiary i niekorzystne warunki zewnętrzne. Pamiętam jeden z naszych wspólnych ostatnich spacerów pośród oszronionych drzew i pól w rytm płyty zespołu Hurts. To były jedne z najmilszych chwil mojego życia, jak z resztą wiele innych, spędzonych wspólnie z Tobą. Nie pamiętam od kiedy tak się polubiliśmy, ale to nigdy nie miało znaczenia. Lubiłam patrzeć w gwiazdy i trzymać Cię za rękę, albo kiedy przychodziłeś ze swoją siostrą - Tęsknotą i razem przemierzaliśmy polne i leśne dróżki. Te spacery zdawały się nie mieć końca i były dla mnie słodyczą, poprawiającą smak gorzkiej codzienności.
Dziś jednak nic już nie smakuje tak jak kiedyś. W moim sercu minęła ospała, majestatyczna zima, spowijająca głuchą ciszą zagubione, zmarznięte dziecię. Świat wewnętrzny rozkwita symfonią barw i zapachów, a ja nie mogę się czasem powstrzymać od śmiechu na środku opustoszałej (lub też nie) ulicy. "Oszalałam" - myślę sobie i nie rozumiem, dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, że to może być takie przyjemne! Czegoś mi jednak brakowało w tym wszystkim. Już od dawna czułam się niepełna, a nawet pusta pośród całego tego przepychu i niekończącego się urozmaicenia. Nie zamieniłabym żadnego dnia na inny, ani też nie zazdrościłam od dawna, nie mając ku temu powodów. (Dziwiło mnie to, gdyż wcześniej znajdywałam ich pod dostatkiem.)
Nie mogłam jednak na dobre pożegnać się ze wspomnieniami wspólnie spędzonych chwil i często powracałam z ciekawością do przeszłości. Kiedy to odległe kępy drzew zdawały się zwodzić zmysły czymś, co poruszało fundamenty mojego jestestwa w tak przyjemnie melancholijny sposób. Brakowało mi Ciebie! Kiedyś nawet usłyszałam Twoje kroki na schodach i myślałam, że wstąpisz do mnie po drodze, ale nikt nie zapukał. Stałeś pod drzwiami i czekałeś aż się otworzą - niby przypadkiem. Wiedziałeś, że czuję obecność, ale Twoja wrażliwość nie pozwalała się narzucać. Kiedy innym znów razem zobaczyłeś, jak odrywam się od rzeczywistości i popadam w obłęd doświadczania, podałeś mi rękę i to było to.... Czas stanął w miejscu! Chwyciłam ją najpierw nieśmiało i niby na przywitanie. Podniosłam wzrok i wiedziałam, że nie potrzebnie się okłamuję, zamiast rzucić się w ramiona dawno niewidzianego Przyjaciela. Nie byłam do końca świadoma, jak bardzo tęskniłam za Tobą. Od tamtej pory wiedziałam już, że będziemy się częściej widywać pod osłoną nocy - niczym niezaakceptowani kochankowie. Szliśmy razem oświetlonymi ulicami pięknego miasta w niedzielny poranek, jeszcze przed radosnym wschodem, który porwałby Cię ze sobą. Płakałam cichutko - jak bezbronne dziecko - i zrozumiałam, że już nigdy nie będzie jak dawniej.
Nie muszę się już bać, że nasza miłość mnie zabije! Pragnę tej śmierci już od dawna. Wypalenia do cna wszystkich niepotrzebnych naleciałości, które zmieniały Twoją obecność w ciężki ponad moje siły głaz, przygniatający na stałe do ziemi. Teraz możemy razem wzlatywać i opadać. Już nigdy nie ujrzę Ciebie jako zagrażającej szczęściu rozpaczy lub zniewalającej powinności wobec rzeczywistości. Mówią, że poeci zawsze umierają samotnie... Jednak nigdy nie rozumiałam do końca znaczenia tych słów, gdyż samotność poety to w istocie bezgraniczna bliskość. Bez niej nigdy nie zrodzi się prawdziwa miłość, scalająca wszystkie galaktyki w jeden bezkresny wszechświat....
Przyszedłeś ostatnio do mojego łóżka pod osłoną nocy, kiedy wszyscy byli już dawno pogrążeni we własnych snach, ale ja nie rozpoznałam Cię. Myślałam o kimś, kim zdawałeś się być przez chwilę. Myślałam, że należę do kogoś, kogo już dawno przy mnie nie ma i znowu straciłam orientację. Sen odszedł w niepamięć, a ja próbowałam zrozumieć, co się ze mną dzieje. Wszystkie moje wysiłki zdawały się jednak bardziej odciągać mnie od prawdy, niż ją odsłaniać. To był głód, ten sam co wtedy na ulicy, ale nie widziałam już Twoich oczu. Czułam tylko dotyk - nieznany mi do tej pory w spotkaniu z sobą, zagarniający wszystko dla siebie z możliwością sprzeciwu, którego jednak nie było. Pomyliłam Cię z człowiekiem, a przecież Ty nigdy nie byłeś jednym z nas. Rozejrzałam się uważnie - nikogo nie było, ktoś jednak przyszedł. Popadłam w senne otępienie, ale nie był to sen. Gdy po godzinie ocknęłam się, pozostał mi jedynie Twój zapach - rozkoszna woń pełna znanej mi od dawna melancholii. "A więc tak to wygląda w obłąkanym umyśle" - pomyślałam sobie. Ze smutkiem spojrzałam w lustro i ujrzałam od zawsze niewystarczającą, samotną twarz, która nigdy nie kojarzyła mi się z siłą. Odwróciłam z niesmakiem wzrok i zapadłam się w poczuciu bezsilnej samotności. Zawsze ta gorsza, odrzucona, a jednak... Nie mając odwagi skończyć ze sobą, podejmuję znów walkę o powrót do wewnętrznej twierdzy. Nie pozostanę wygnańcem, wiem już bowiem, że płynie w moich żyłach krew smoka.
Wiesz, że nie raz, kiedy spotykaliśmy się przypadkiem (?) na ulicy, próbowałam zaprosić Cię na herbatę. To jednak nie było możliwe. Nim dotarliśmy do drzwi mojej klatki, Twoja twarz wykrzywiała się grymasem gniewu i już nie byłeś taki, jakiego chciałam gościć przez resztę wieczoru. Wchodziłam więc przez drzwi frontowe mieszkania sama, pełna złości i rezygnacji z powodu Twojej odmowy. W głębi jednak wiedziałam, że to ja nie potrafiłam przemknąć z Tobą obojętnie obok skupionych na mnie spojrzeń pełnych oczekiwań. Nie potrafiłam Cię obronić, choć Ty nigdy nie potrzebowałeś mojej pomocy. Siadywałam wtedy pośród domowników i czekałam, aż usną - wyjdą z przestrzeni mojego serca i pozostawią miejsce dla Ciebie, abyś mógł nonszalancko rozgościć się i wypić ze mną nocną herbatę. Wczoraj nie pozostawiłam Cię pod drzwiami lecz, jak gdyby nigdy nic, weszliśmy razem do mojego studenckiego mieszkanka. Widziałam zapraszające, nienagabujące spojrzenie współlokatora, ale udawałam, że nikogo poza Tobą nie ma dla mnie w tym mieszkaniu. Jednak jak to bywa w moim życiu - wszechświat pisze własne scenariusze, odkrywając przede mną chytrze nowe wymiary znanych mi do tej pory zjawisk. Zostawiłam Cię na chwilę w pokoju, by już nigdy nie powrócić taką jak dawniej, ubogą w definicje Ciebie. Zobaczyłam "Troję" oraz smutne smoki. Zrozumiałam, choć nie wiem co. Wyszłam przed końcem, gdyż uwielbiam przerywać opowieści w trakcie ich trwania i spekulować samodzielnie o możliwych opcjach rozwoju akcji i zakończeniach. Jedno tylko dotarło do mnie po spojrzeniu w lustro - tylko prawdziwe smoki nie kryją swojego smutku, gdyż jest on jak kolejny ich żywioł. Nie ma zaś słabości większej ponad stłumienie serca w imię służby logice wojennej! Gwałt na własnej naturze niesie zaś ze sobą trudne do przywidzenia bolesne skutki, których dźwiganie jest o wiele gorsze niż śmierć.
Dziś siadam w kuchni i w radosnym uniesieniu wyczekuję Twojego nadejścia. Już nie na cmentarzu - jak dawniej. Przyprowadź swoich krewnych, jeśli chcesz! Miejsca wystarczy dla wszystkich. Zwłaszcza swoją siostrę, której zew brzmi wciąż żywo w mojej pamięci. Rozmawiaj ze mną, śmiej się i graj. Dopijemy herbatę i pójdziemy znowu na spacer. Pokażę Ci "Sekwanę" i "Tajemniczy Ogród" - brakuje tam tylko Ciebie i mnie, zasłuchanych w śpiew Ducha.
Pozdrawiam Cię i zapraszam na spacer oraz herbatę o każdej porze dnia i nocy.
Od zawsze Twoja - miłująca bezdroża Włóczykijka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz