- Kiedyś to było życie... - Babcia nieustannie porównywała szarą rzeczywistość chwili obecnej z sielanką minionych lat.
- Dlaczego kiedyś było lepiej? - pytałam nieustannie, nie mogąc się pogodzić z faktem, że przyszło mi urodzić się i wychowywać w gorszych czasach.
- Ludzie byli inni, było więcej czasu i pieniędzy... (to nic, że w sklepach na półkach pustka, wszystko na kartki i ciężko się fizycznie pracowało...) Dziadek przychodził z pracy i szliśmy do sadu położyć się na kocu...
- A teraz nie można tak zrobić? Właśnie - dlaczego nie chodzimy do sadu razem poleżeć? Zróbmy coś, żeby było tak pięknie, jak kiedyś!
- Teraz to już nie to samo. Czas leci jakoś szybciej (naprawdę wierzyłam, że kiedyś minuta trwała dzisiejsze trzy), wszyscy zabiegani.
- No to zróbmy coś, żebyśmy nie byli. Przecież wiedząc o tym, możemy coś zmienić, ale co?
Czytałam bardzo chętnie książki, ale nie w stylu "Awantury o Basię", tylko o powstaniu Spartakusa, sierotce Marysi i wszystkie te, z których przebijał klimat wiejskiej przyrody na tle zmieniających się pór roku. Opisy sprzed lat niczym się nie różniły od tego, co widziałam po wyjściu na moje podwórko. No może krasnoludki nie miały już tyle miejsc, by się w nich chować, ale jeszcze kilka zakamarków pozostało. Zmurszałe, pochylone płoty - kto dziś zauważy w nich osobliwy urok. Mówią o nich "stare", "dziadostwo" i wymieniają na nowe z Ikei, pomalowane na jakiś odcinający się od krajobrazu kolor. Kto dał pierwszeństwo czystej barwie przed poszarzałym drewnem, pokrytym od północy zielonym nalotem?
Rozmawiałam o tym niedawno z sąsiadką - kobieta około 60 lat - spokojna i troszeczkę zaniedbana. Ona oczyszczała marchewki z resztek ziemi na jesień, ja zaś czochrałam mojego wielkiego, rasowego psiaka. Za nią w tle - stara zagroda, chyląca się ku upadkowi i obrośnięty dzikim bzem obornik z czasów PRL-u. Zaparło mi dech.
- To widok z mojego dzieciństwa. Proszę spojrzeć jaki urok ma ta zagroda. Może jest i stara, ale jaka klimatyczna? Nie przypomina Pani czasów, kiedy ludzie nie przejmowali się tak bardzo perfekcyjnym wyglądem swojego gospodarstwa, ale wspólnymi siłami pracowali w obejściu, czerpiąc z tego przyjemność wspólnych trudów i kontaktu z naturą.
- No może i tak... Ja jednak pamiętam pierwszy taki zadbany dom w pobliskim miasteczku - z podjazdem zmywanym codziennie wodą z węża i idealnie przystrzyżonym trawnikiem. Zawsze przystawałam i kilka minut napawałam się jego widokiem.
- Rozumiem to. Znam jednak te podwrocławskie wioski, na których takie wycackane domki to norma, ale wokół nich nikt już nie uwija się z pasją. Ludzie tylko dbają o wygląd, żeby nie być gorszym od sąsiada, którego nawet nie znają. To tak jak z psami. Kupują coraz droższe, wymyślniejsze rasy, ale nikt z nimi już nie spaceruje po polach. Natomiast zwykły kundel to obciach. A przecież w posiadaniu psa od rasy ważniejsza jest chyba relacja z tym stworzeniem. Jednak wielu nie dostrzega już chyba tego aspektu. Tutaj na wiosce znowuż to uwiązują je przy budzie i traktują jak dzwonki do drzwi, działające na resztki obiadowe. To druga skrajność.
- Masz rację, ale nie wielu ludzi widzi to tak jak ty...
Właśnie zaczyna to do mnie docierać. Zapadam się w sobie i dostrzegam, że szczęście cały czas umykało i umyka ludziom nie dlatego, że ich na coś nie stać lub też minęły czasy dostatku. Sami nie wiedzą do końca co im umknęło po drodze. Może nie pamiętają, jak można się cieszyć kijem znalezionym w przydrożnym rowie, a może uważają taką radość za zbyt dziecinną, by się nią napawać. Powaga i look zdobyte kosztem dziecięcej ciekawości i otwartości - i nikt nie pyta sam siebie, czy warto było.
Na studiach lubiłam przeprowadzać podręczne ankiety. Chodziłam i pytałam wszystkie moje koleżanki, jakie jest największe marzenie ich życia, ale takie tylko dla siebie samej.
- Znaleźć męża i założyć rodzinę - To było nawet nie 99%, ale 100% odpowiedzi. Myślałam sobie: "Nie zrozumieli mnie" i precyzowałam pytanie:
- Ale wiesz, chodzi mi o takie marzenie dotyczące tylko Ciebie. Przecież nie masz pewności, że spotkasz kogoś, z kim zechcesz założyć ową rodzinę. Możesz jednak już dziś mieć jakieś marzenie, do którego sama sukcesywnie będziesz dążyć. Masz takie? - wyraz zakłopotania na twarzy moich rozmówczyń mówił sam za siebie. Szybko odpuściłam sobie to pytanie, gdyż odpowiedzi na nie dotyczyły zawsze upragnionej rodziny (nawet bez męża - a co tam!).
Dziś spaceruję po wielkim zatłoczonym mieście. Obserwuję trawę, wyzierającą spomiędzy płyt chodnikowych i uczę się od niej umiejętności wzrastania w każdych warunkach bez słowa skargi - ze wszystkich swych witalnych sił. Spoglądam na krzaki okalające podokienne trawniczki - zwraca moją uwagę fakt, że żaden liść nie rośnie od niechcenia - pro forma - bo każdy krzak chce wyglądać jak krzak. Nie jest też tak, że wszystkie liście rosną tak sobie tylko po to tylko, by na ich tle wyrosło kilka wspaniałych, dogłębnie przemyślanych i zachwycających przechodniów liści czy kwiatów. Każdy liść - nawet ten zmasakrowany kosiarką do krzaków albo obsikiwany przez wszystkie okoliczne psy - jest równie wspaniały na miarę swoich możliwości. Jeśli odpada - takie są prawa natury. Nie zaś dlatego, że nie był celem sam w sobie. I pytam się siebie, dlaczego ja czułam się niegdyś jak tło? Dlaczego wydawało mi się, że role pierwszoplanowe są tylko dla liderów? Czułam, że albo jest się superbohaterem, albo nikim ważnym i na pewno smutnym... Dziwna to była mentalność. Na szczęście wyleczyłam się z niej. Już rozumiem, że nawet, jeśli czasy, w których żyję są trudniejsze, a miasto pragnie rozerwać moją uwagę na strzępy i zaprzepaścić skrawki skupienia wewnętrznego - mam szansę być wciąż bardziej i bardziej i nic nie jest w stanie mi w tym przeszkodzić. Natomiast niesprzyjające warunki mogą co najwyżej opóźnić ostateczne odrodzenie, wzmacniając i naprężając przy okazji moją siłę woli do granic wytrzymałości! Niczym kręgosłup geparda w pogoni za ofiarą - tym bardziej pożądaną, im większy głód pchną go do pościgu. Konsumpcja nigdy nie da tego, co daje zdobywanie, obmyślanie strategii podboju oraz oblężenie... I nie mówię tu o zewnętrznych zdobyczach, ale o wewnętrznej twierdzy, w której spodziewam się znaleźć niespodziane i zasmakować prawdziwej bliskości z własną istotą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz